wtorek, 16 września 2008

Dzieciaki a tolerancja kulturalna

Siedzalam ktoregos dnia , na lawce dworca metro w nieprawdopodobnie tolerancyjnym kraju , gdzie po dwu latach obserwacji wspolegzystencji wielonadorowosciowej galerii ludkow , ja takze osiagnelam pewien nieuchwytny niewtajemniczonym - poziom tolerncji ... No wiec siedzialam na tej lawce czytajac pierwsza szpalte -wstrzasajacy artykol o matce dwojki dzieci, znalezionej na wlasny podworku w koszu na odpady bilogiczne , szwajcarka, narkomanka, to nic jescze ... Przy tym ten kosz biologiczny ... Oburzylo nawe przyzwczajonego do tematu reportera. Oburzylo wszystkich. Siedze wiec napeczniala obrzydliwoscia , probujac wyobrazic sobie jak zmiescic dorosla osobe do takiego kosza na odpady biologiczne i o glowkach cebuli wyroslej na biologicznym przetworach i odpychajac od siebie jednoczesnie taki przykry watek aktwnej wyobrazni a tu obok mnie na lawce przysiada dziecína w krotkich spodenkach i z plecaczkiem , lat byc moze - dziewec wloski krociotke , oczka przymkniete, skosne , cera smagla, konczyny jak u dziecka watle i wlasciwie nic specjalnego w fizycznosci lecz wszyscy slyszli ja spiewal - piesn modlitewna , nie konczaca sie dluga i nie zamierzajaca dosiasc momentu zakonczenia . Zapewniam was ze na polskiej lawce, to by juz do domu nie dojechal, spiewajaco , bo wzieto by malca w obroty za czynione zamieszanie albo miano za wariata na dworcu - a tu gdzie wlasnie wsluchuje sie w strumien modlitwy popadamy w przyjazny i prawdziwy watek dziecka z jego Bogiem , wymieniamy usmiechy , wsluchani, bo tego dziecku trzeba - bysmy tacy wlasnie byli , i zaraz slychac w tym glosie caly przemial starego i nowego jakiemu sam nie zdolal stawic czola i przed Bogiem- maly chlopiec w obcej krainie i w sposb zwykly, czytelnie choc bez slow , posiadl obeznanie ... Dziecko ukojone wlasna modlitwa , rzeczowoscia i spokojem , Bozym wezwaniem do nowych nastepnych wydarzen dnia codziennego - zamilkl,...Tybetanski malec w europejskim centrum wielkiego miasta . Odwazny ufny w Bogu maly mnich w ubrankach szkolnego ucznia szkoly podstawowej , ktoremu w trwodze , glosna modlitwa tam, gdzie zabraklo rodziny i znajomosci jezyka , przywrocila spokoj i poczucie zwyklosci - dnia codziennego...mysle sobie dzis - byc moze sierota, moze bal sie lekcji , moze modlil sie za czlonkow rodziny, moze , przez moment chcial wprowadzic tu nastroj swiata w ktorym jeszcze niedawno wyrastal w poczucu prostego codziennego obowiazku modlitwy. Moze z przekory jak to zwykly czynic dzieci , postawil sie rodzicom i modli sie gdzie chce i jak zapragnie .Mozna gdybac i domniemac . Czy jego modlitwa pomogla mi zaakceptowac smierc szwajcarki ? Nie . Raczej tylko wzmocnila przeswiadczenie , jak dalece malym potrzebni sa duzi i ze kazdy wywiera wplyw na rzeczywistosc zgodnie z otrzymanym wychowaniem i kultura , pod warunkiem ze spoleczenstwo wiazac bedzie wysoce jakosciowa tolerancja ,mozemy zobaczyc wiecej niz widzimy - jak wiele dla siebie czynimy wzajemnie lub tez ( wyzwanie dla samokrytycznych) jak malo byc moze uczynilismy lub powiedzielismy dotad ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz