czwartek, 27 stycznia 2011

fragmenty wybrane z dobrodziejstw mysli samego Dalajlamy ...
















(...)Panczenlama żył więc i miał się stosunkowo dobrze. Z tego, co widzieli delegaci, wynikało jednak, że sam Tybet był bardzo chory. To prawda, przebudowano gospodarkę i było znacznie więcej towarów. Nie przynosiło to jednak żadnego pożytku Tybetańczykom, ponieważ wszelkie dobra były w rękach okupantów. O tak, były nowe fabryki, ale ich całą produkcję wysyłano do Chin. Przy wyborze miejsc pod budowę tych zakładów kierowano się wyłącznie względami użyteczności, łatwo więc przewidzieć, jak zgubny miało to wpływ na środowisko. To samo dotyczyło elektrowni wodnych. Poza tym chińskie dzielnice we wszystkich miastach były rzęsiście oświetlone, podczas gdy w dzielnicach tybetańskich, nawet w Lhasie, na pomieszczenie przypadała, w najlepszym wypadku, jedna piętnasto, dwudziestowatowa żarówka. Ale i ona nie zawsze świeciła, szczególnie zimą, kiedy to w tak potrzebną o tej porze roku energię zaopatrywano już tylko wiadome dzielnice.(...)




(...)Jeśli idzie o rolnictwo, to Chińczycy uparli się przy uprawie ozimej pszenicy zamiast tradycyjnego w Tybecie jęczmienia. Powód był bardzo prosty: Chińczycy wolą pszenicę. Wskutek tego, a także dzięki nowym metodom intensywnej uprawy ziemi, przez rok czy dwa zbierano obfite plony, po czym następowała kilkuletnia klęska głodu. Te zmiany spowodowały również gwałtowną erozję cienkiej warstwy żyznej gleby: ogromne połacie tybetańskich pól stały się jałową pustynią.(...)



(...)Inne bogactwa naturalne, na przykład lasy, eksploatowano w podobny sposób. Szacuje się, że od 1955 roku wycięto niemal pięćdziesiąt milionów drzew, a miliony hektarów ziemi dokładnie oczyszczono z wszelkiej roślinności. Spektakularnie rozwinięto hodowlę na niektórych pastwiskach zaczęto hodować dziesięć razy więcej zwierząt niż dotychczas. Ale w innych miejscach wyeksploatowane środowisko nie mogło już wyżywić żadnych zwierząt. Załamała się równowaga ekologiczna. Wszechobecne niegdyś, zrośnięte z krajobrazem stada jeleni, kjangów i drongów oraz olbrzymie klucze dzikich kaczek i gęsi zniknęły po prostu bez śladu.(...)



(...)Wiemy dziś, że w Tybecie stacjonuje ponad trzysta tysięcy chińskich żołnierzy; wielu z nich na stale kwestionowanej granicy z Indiami, ale co najmniej pięćdziesiąt tysięcy o dzień drogi od Lhasy. Poza tym Chińczycy mają w Tybecie trzecią, lub nawet większą, część swego arsenału nuklearnego. Ponieważ Tybet ma jedne z najbogatszych na świecie złoża uranu, ogromne połacie kraju są zagrożone przez radioaktywne odpady z chińskich kopalń. W Amdo, północnowschodniej prowincji, w której się urodziłem, powstał największy gułag ludzkości niektóre szacunki podają, że jest wystarczająco wielki, by uwięzić w nim dziesięć milionów osób.(...)



(...)Po przybyciu do Ameryki, 21 wrzesnia 1987 roku, wygłosilem swoje przemówienie na kapitolu. przedstawione w nim propozycje nazywa się dziś Pięciopunktowym Planem Pokojowym. wygląda on tak:

Przekształcenie całego Tybetu w strefę pokoju.

Odstąpienie od polityki przesiedlania chińskiej ludności, która zagraża istnieniu Tybetańczyków jako narodu.

Poszanowanie dla podstawowych praw człowieka i demokratycznych swobód Tybetańczyków.

Odtworzenie i ochrona środowiska naturalnego Tybetu, odstąpienie przez Chiny od produkcji broni nuklearnej oraz składowania radioaktywnych odpadów w Tybecie.

rozpoczecie powanych rokowan, dotyczacych przyszlego statusu Tybetu i stosunkow miedzym narodami tybetanskim i chinskim.





Oto kluczowe elementy proponowanej przeze mnie Strefy Ahimsy:

Cały płaskowyż tybetański zostanie zdemilitaryzowany.

Na terenie płaskowyżu tybetańskiego zakazane będzie produkowanie, testowanie i składowanie broni nuklearnej i innego uzbrojenia.

Płaskowyż tybetański zostanie przekształcony w największy na świecie rezerwat przyrody. Wprowadzi się surowe prawa ochrony zwierząt i roślin; eksploatacja zasobów naturalnych będzie z uwagą i dokładnie regulowana, by nie naruszyć równowagi ekosystemu, a na obszarach zaludnionych będzie się prowadzić politykę rozwoju dostosowaną do panujących tam warunków.

Wytwarzanie i wykorzystywanie energii jądrowej oraz stosowanie innych technologii, pówodujących powstawanie niebezpiecznych odpadów, będzie zakazane.

Narodowe bogactwa i polityka służyć będą aktywnemu wspieraniu pokoju i ochronie środowiska. Organizacje, których celem jest wspieranie pokoju i ochrona wszelkich form życia, znajdą w Tybecie gościnny dom.

Tybet będzie zachęcał do zakładania na swym terenie międzynarodowych i regionalnych organizacji, wspierających ochronę praw człowieka.(...)





(...)Moja czwarta propozycja wzywa do podjęcia poważnych wysiłków na rzecz odtworzenia środowiska naturalnego w Tybecie. Tybet nie powinien być wykorzystywany do produkcji broni nuklearnej i składowania radioaktywnych odpadów. Tybetańczycy mają wielki szacunek dla wszelkiego życia. To uczucie wspiera nasza buddyjska wiara, która zakazuje krzywdzenia jakichkolwiek czujących istot zwierząt i ludzi. Przed chińską inwazją Tybet był czystym, przepięknym, nietkniętym sanktuarium życia w jego unikalnym, naturalnym środowisku.(...)



(...)Niestety, w ostatnich latach dzikie zwierzęta zostały niemal całkowicie wytępione, a w wielu regionach dokonano nie dających się naprawić zniszczeń, na przykład wycinając lasy. W kruchym środowisku naturalnym Tybetu dokonano straszliwych spustoszeń. Należy przy tym pamiętać, że z powodu wysokości i suchego klimatu kraju proces rekonstrukcji będzie przebiegał znacznie wolniej niż w położonych niżej, wilgotnych regionach. Dlatego też to, co jeszcze zostało, musi być chronione; trzeba też podjąć odpowiednie kroki, by naprawić skutki barbarzyńskich i bezmyślnych zniszczeń, dokonanych przez Chiny w środowisku naturalnym Tybetu.(...)



(...)Aby to uczynić, należy przede wszystkim wstrzymać produkcję broni jądrowej i, co może nawet ważniejsze, zapobiec składowaniu w Tybecie radioaktywnych odpadów. Chiny najwyraźniej planują nie tylko wyrzucanie w Tybecie własnych śmieci, ale i importowanie ich tam z innych państw za twardą walutę. Niebezpieczeństwo, jakie to ze sobą niesie, jest zupełnie oczywiste. Zagrożone są nie tylko obecne, ale i przyszłe pokolenia. Ponadto nieuchronne lokalne problemy mogą z łatwością przekształcić się w katastrofę na skalę światową. Przekazywanie odpadów Chinom, które wprawdzie mają dostęp do ogromnych, słabo zaludnionych obszrów, ale też dysponują prymitywną technologią, może okazać się bardzo krótkotrwałym rozwiązaniem.(...)



(...)Choć powiedziałem, że po części jestem marksistą, to gdybym miał brać udział w wyborach, głosowałbym na którąś z partii ekologicznych. Jednym z najbardziej pozytywnych wydarzeń na świecie w ciągu ostatnich lat jest rosnąca świadomość ważności Natury. Nie ma w niej nic świętego. Dbanie o naszą planetę nie różni się od dbania o nasze domy. Skoro my, ludzie, jesteśmy dziećmi Natury, to nie ma żadnego powodu, żebyśmy mieli działać przeciwko niej. Dlatego też mówię, że środowisko naturalne nie jest sprawą religii, etyki czy moralności. To są luksusy, ponieważ możemy bez nich przetrwać. Ale nie przetrwamy, jeżeli nadal będziemy działać przeciwko Naturze.(...)



(...)Musimy w to uwierzyć. Jeżeli zburzymy równowagę Natury, ludzkość będzie cierpieć. Poza tym musimy pamiętać o następnych pokoleniach: czyste środowisko to takie samo prawo człowieka, jak każde inne. Jesteśmy zatem odpowiedzialni przed naszymi dziećmi za to, by przekazać im świat tak zdrowy jeśli nie zdrowszy jak ten, który sami zastaliśmy. Nie jest to wcale takie trudne, jak mogłoby się wydawać. Choć to, co możemy zrobić jako jednostki, jest ograniczone, to moc powszechnego działania nie ma granic. Do nas, poszczególnych ludzi, należy zrobienie tego, co możemy nawet jeśli możemy bardzo niewiele. Jeżeli wyłączanie światła w pustym pokoju wydaje się drobiazgiem, nie znaczy to, że nie powinniśmy tego robić.(...)



(...)Jako buddyjski mnich uważam, że wiara w karmę jest bardzo użyteczna w codziennym życiu. Uwierzywszy raz w związek między pobudkami a ich skutkiem, będziesz zwracać znacznie większą uwagę na to, jakie skutki mają twoje czyny zarówno dla ciebie, jak i dla innych. Tak więc, pomimo tragedii Tybetu, znajduję w świecie wiele dobra. Szczególnie dodaje mi otuchy fakt, iż wiara w konsumpcję jako cel sam w sobie zdaje się ustępować zrozumieniu, że my, ludzie, musimy chronić zasoby Ziemi. To naprawdę niezbędne. Ludzie są dziećmi Ziemi. Chociaż do tej pory nasza wspólna matka tolerowała zachowanie swoich dzieci, dziś daje im do zrozumienia, że jej cierpliwość jest na wyczerpaniu. Modlę się, bym pewnego dnia mógł zanieść to posłanie troski o środowisko i o innych ludzi mieszkańcom Chin. Ponieważ buddyzm z pewnością nie jest Chińczykom obcy, wierzę, że naprawdę mógłbym im służyć. Poprzednik ostatniego panczenlamy prowadził ceremonię inicjacji Kalaczakry w Pekinie. Gdybym ja miał to zrobić, nie byłby to precedens. Jako buddyjski mnich troszczę się o wszystkich członków ludzkiej rodziny i, zaiste, o wszystkie cierpiące istoty.(...)



(...)Od dawna konsekwentnie mówię o konieczności poszanowania i ochrony środowiska naturalnego w Tybecie. Wielokrotnie ostrzegałem przed skutkami rabunkowej eksploatacji bogactw płaskowyżu tybetańskiego. Nie powodowała mną egoistyczna troska o Tybet. Nie ulega bowiem wątpliwości, że każde zakłócenie równowagi ekologicznej w Tybecie odbije się nie tylko na nim, lecz na wszystkich sąsiednich regionach Chin a nawet na innych państwach. To smutne i godne pożałowania, że trzeba było straszliwej powodzi, by władze chińskie zdały sobie sprawę z konieczności chronienia środowiska naturalnego. Z radością witam zakaz karczowania tybetańskich lasów i mam nadzieję, że za tymi, spóźnionymi niestety, krokami pójdą następne inicjatywy, mające na celu ochronę kruchego ekosystemu Tybetu.(...)





...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz